LADY RADHIKA ma 80 lat na liczniku.
„O hojnych turystów coraz trudniej”, wzdycha dynamiczna staruszka i poprawia na biodrach kolorowe saree. To prawdziwy rajski ptak. Wiecznie uśmiechnięta, po zakupie swych słodkich ananasów i świeżych kokosów u znajomego hurtownika w Roches Bois, wytrwale przemierza kilometry gorącego piachu. Dzisiaj, to już jej czwarta tura po plaży w Trou aux Biches. I tak już od ponad 30 lat.
Wołają na nią Madonna, a przecież „Radecca mi na imię”, uparcie koryguje przekupka z ananasem…
zdjęcie©JulienVenner
Codziennie zażywa morskiej kąpieli ubrana w jednoczęściowy kostium z falbankami, a nieodłączne okulary słoneczne dobiera tak, żeby stanowiły harmonijny komplet z całością. Czasem sobie podśpiewuje albo gada sama z sobą. Bransoletki, kolczyki i ten ananas na głowie… Zadziorna kokietka, potrafi walnąć komuś tyradę, gdy ten kręci nosem nad jej towarem! „Tak – mówi – daje sobie radę, przecież musi jeszcze wyżywić swoje 4 kozy, posprzątać w chałupie, pójść do koleżanek”.
Jej syn sprzedaje pareo i inne suweniry ze swojego pickupa w pobliżu supermarketu „Chez Popo”, córka ma stragan z owocami… trzeba tym wszystkim kierować.
Aby promować maurtyjską kulturę, Ministerstwo Turystyki wysłało ją do Genewy na wielkie wydarzenie z ważnym stanowiskiem… w zimie! Ponoć tak zrzędziła i narzekała, że musieli ją bezzwłocznie ściągać spowrotem!
Maurytyjska artystka Caroline Hardy wykonała jej portret, a niektórzy nawet o niej śpiewają: „Mo alle boire dilo coco cot Madonna…” (idę napić się kokosowej wody z Madonną) – to tylko kilka słów z popularnej piosenki Sega.
Wielu turystów robi jej zdjęcia, ale zapomina wyciągnąć pieniądzy z kieszeni. Chciecie jej wyszczerbiony uśmiech na pamiątkowej fotografii? Zwykła przyzwoitość nakazuje kupienie czegokolwiek od tej niecodziennej przekupki! Można tylko podziwiać jej determinację, odwagę i inteligencję życiową. Jest typową przedstawicielką starszej maurytyjskiej generacji, ale jej koncept starości nie pasuje do ciepłych pantofli i picia ziółek. Póki co, jej ślady na piasku są wszechobecne.
„Pa zanana, pa foto” ! (bez ananasa nie ma zdjęcia), wykarzcie się więc hojną ręką! Kilka plastrów anansa z “disel pima” (solą i chilijską papryczką)
Lokalna postać, swojska, kochana. Madonna.
Takich ludzi jest tutaj więcej. Wystarczy się rozejrzeć. Jedni strugają tradycyjne pirogi, inni plotą koszyki z liści palmy lataniers, czasem ktoś wyciągnie jakiś instrument. Zakładają koszyki na lagusty, rzeźbią wymyte przez ocean korzenie, szyją kolorowe ubrania. Robią biżuterie fantazyjną z polerowanej skorupy orzecha kokosowego lub muszli, zbierają zioła i leczą nimi wszelkie boleści, klepią blachę na konewki.
Każdy ma coś swojego, szczególnego do wykonania. Skromnie, bez rozgłosu, w cieniu rozciągniętego między dwoma palmami płótna, oddają się powolnej procedurze tworzenia tradycji. Wyspiarska sztuka przekształcania niczego w coś.
Dobrze jest się zatrzymać i pogadać. Można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, pofilozofować, pomarzyć… zawsze z nadzieją, że jutro będzie lepiej.